Odjechani coraz dalej

Dzisiaj przemierzyliśmy Łużyce, krainę historyczną na pograniczu polsko-niemieckim, którą – jak mówią – stworzył Bóg, ale diabeł zakopał tu węgiel. Start jak i meta dzisiejszego etapu to malownicze miejscowości nad rzekami (Łęknica nad Nysą Łużycką, Lübbenau nad Sprewą), a trasa wiodła między innymi geościeżką, terenami, pod którymi wciąż pewnie tkwią złoża węgla. Widoki – boskie, a diabelski na trasie był tylko Most Rakoczego w Kromlau. Nazywają go tak, bo podobno taki niecodzienny kształt nadać mógł tylko diabeł. I to by było tyle o niebie i piekle, wracamy do naszego ziemskiego rajdu, chociaż dla nas zawsze będzie on w jakiś sposób nieziemski. Jak co roku spędzamy cztery dni na długiej eskapadzie, a ten meldunek jest z dnia drugiego.

Nocowaliśmy w pięknym ośrodku wypoczynkowym, z wypożyczalnią sprzętu wodnego. Po siódmej pożegnaliśmy się z sympatycznymi gospodarzami i ruszyliśmy w drogę. Tym razem nie spieszyliśmy się bardzo, bo etap nie był długi (96 kilometrów), a po drodze naprawdę było co podziwiać. Przy geościeżce wdrapaliśmy się na wysoką wieżę obserwacyjną, by obejrzeć z góry między innymi wielokolorowe jezioro zwane „Afryką” – powstałe w wyrobisku po kopalni Babina.
Pierwsza część tego etapu wiodła w ogóle pięknymi terenami, poznaliśmy kolejne znane-nieznane miejsce na pograniczu – Park Mużakowski, wpisany na Listę światowego dziedzictwa UNESCO. Wjechaliśmy na teren Niemiec. Jako miłośnicy turystyki kolarskiej możemy tylko zazdrościć sąsiadom dróg tylko dla rowerów – wiodło nimi jakieś 80 procent naszej trasy do Lübbenau.

Zaraz za granicą zatrzymaliśmy się na kawę i ciastko, zdziwiły nas wszechobecne w tym mieście emblematy klubowe i jednocześnie nieco wyludnione miasto. Okazało się, że znana kiedyś Energie Cottbus wywalczyła sobie niedawno awans i wielu mieszkańców świętuje go na trwającym ostatnim ligowym meczu. Trochę się zdziwiliśmy, że ten powód do radości w 100-tysięcznym Chociebużu to promocja z piłkarskiej czwartej klasy rozgrywkowej do trzeciej.

Do Lübbenau dotarliśmy ścieżką wiodącą wzdłuż jednego z kanałów okalających miasto. Znów wśród kajaków, bo pogoda sprzyjała dzisiaj wszelkiej turystyce, w dorzeczu Odry, i Łaby. Na miejscu – na kwaterach, które wynajęliśmy już wcześniej pokierowani przez władze tego zaprzyjaźnionego z Pniewami miasta – byliśmy około godziny 17. Jutro powrót – nieco inną drogą.

Wiemy, że wczoraj przejęliście się felgą Przemka, dzisiaj musimy donieść o uszkodzeniu manetki w rowerze Macieja Nizio. Nie pierwszy raz doceniamy wsparcie ze strony Serwisu Rowerowego Michała Gryki. Michał otworzył sklep przy niedzieli, a Olek Zaporowski (Brudna Robota – jeden ze sponsorów wyjazdu), który tyle co użyczył jednemu z nas swój rower, przywiózł nam dzisiaj potrzebną część na nocleg. Siłą powodzenia naszych eskapad pozostają serdeczne znajomości – także z tymi, którzy nie mogą towarzyszyć nam na samej trasie.

Tegoroczny wyjazd wspierają także Ekologi Team, Tomasz Szubczyński, Karl Knauer, Postęp, Garnek Zdrowia i Pniewska Weranda. Dziękujemy!

spisał późnym, niedzielnym wieczorem

Maciej Fliger

Korzystając z tej strony akceptujesz zapisywanie plików cookies w przeglądarce.

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

X